czwartek, 28 kwietnia 2016
Biomet niekorzystny.
Znów padał śnieg. I moje buty znów całkiem przemoczone. Po kilku godzinach nasiąkania wodą moje stopy straciły swój pierwotny kształt. Moje życie straciło go dawno...
A gdyby tak ktoś, w tę wiosenną mroźną noc sprówbował. Chwycić dłoń. Ogrzać oddechem. Wydmuchać śnieg z serca. A gdyby tak ktoś, przy tym niesprzyjającym froncie spróbował. Powiedzieć, że elfy bywają miłe...
Nieśmiałe słońce rozcinające ciągle ostre od chłodu powietrze przypomina mi.... Widzę te obrazy. Niby ciepłe z pozoru. Jednak po wnikliwym obejrzeniu w chłodnych w istocie barwach. Wpatruję się.
I dostrzegam. Front okluzji. Ziarnistość kliszy.
Kiedy przekraczam próg czując jeszcze oddech na karku, a jedynym co pozostało jest szum zjeżdżającej windy. Zastanawiam się. Kim jestem. Że tak łatwo mnie przekreślić. Marznącym deszczem. Temperatura płynów życiowych we mnie rośnie burzona potraktowaną mnie ignorancją.
I nie wiem, jaka prognoza na jutro. Czy słońce zza chmur? Czy może kolejna burza?
A może bezruch. I tylko ognie św. Elma. Nad nami.
Nie można tkwić w miejscu. Trzeba wciąż iść do przodu. Tylko te stopy... jakby upośledzone.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Wbrew pozorom (a także opisu do mojego posta )... te wrocławskie elfy bywają nawet miłe :) 3maj się tam, i nie dawaj!
OdpowiedzUsuń:) jednak nadal tu tańczysz, dziękuję
UsuńNadal, nieprzerwanie. Tańczę, zaglądam regularnie jak coś napiszesz i wciąż wysyłam w przestrzeń życzenia o lepsze jutro dla Ciebie. I w końcu takie będzie!
Usuń