niedziela, 2 września 2018

Nieruchome piaski


Zapadam się w sobie. Unikam. Spojrzeń, towarzyszy, siebie. Liście powoli opadają a słońce nieubłaganie wschodzi coraz niżej. Chłód między palcami obdartymi ze skóry zmienia mnie. Chcę tylko siebie. Odzyskać.


Patrzę w lustro,  a ono znów w kawałkach. Choć szkło pozostało bez zmian. Wygięła się do wewnątrz bezpowrotnie lipsa ma.


Czekam aż wszystko minie. Bo właśnie nadeszło kiedyś i nic się nie zgadza.


Mnie już nie wzruszają te wschody i zachody wszystkich słońc. Blaski księżyców i przypadki szumnie nazywane przeznaczeniem. Te wszystkie wyniosłe słowa tkane nicią wyrachowania. I nawet te podłe oblewające mój wizerunek jak lepka smoła zostawiam na potem. Otulam się nimi. Niech przywierają jak kołdra z prawdziwego pierza. Moja zła energia. Moja.

Mnie już nie obchodzą te głupie uniesienia i konwenanse. Mam kiepskie nerwy, złe nastroje...


Cóż, nie najlepiej znoszę życie.