środa, 30 września 2015

MMMDXVII


To cena jaką przyjdzie mi zapłacić?
Za to, że kilka lat temu uwierzyłam na powrót. W to, czego nie ma.

Niech to jasna cholera.
Nie mogę spać. Nic nie mogę. Tak się zapętliłam.

Ciało ludzkie jest jednak bardzo mądre. Kiedy nie pozwalasz mu odpocząć, znajdzie sposób by Cię zatrzymać.

A On, Główny Wątek mojego życia, jakby wiedział, jakby przeczuwał. Znów mnie wali po pysku rachunkiem. Za tamto życie. Robi to tak zręcznie, tak bez emocji, tak milcząco.

Kiedy już prawie zapomniałam huk trzaśniętych drzwi.

Kiedy w środku nocy tak daleko od Niego myślami odbiegam, nie mogę zasnąć, nic już nie mogę bo czuję że jestem nieznośnie śmiertelna, przychodzę tutaj i zerkam, a On mnie rozlicza. To sorry, ale odpadam.

Bo żeby akurat to.
Właśnie dokładnie te słowa.
Ubrane w liczby i spakowane tak, żeby przeszły. No kurwa.
Że ich nie zatrzymał cholerny antywirus. Że ich po drodze szlag nie trafił.
Że one dotarły tu do mnie właśnie dziś.


Nie zrozumiem tego. Mogę jedynie zapłakać. Albo się zaśmiać w głos.



sobota, 19 września 2015

Z moich ust.



Nieodmiennie nie rozumiem.
Mnie.
Choć to takie proste.

Że jednak jest nas dwie.
I mówię to całkiem poważanie i wcale nie jest z tym dobrze. Nawet to już powoli staje się dość tragiczne. Jak dla mnie.


Bo chcę i nie chcę.
Uciekam i gonię.
A On ciągle taki nieuchwytny.
Biały Króliczek.

Tak jak przez ostatnie miesiące. Że coś stwarzam. A jednocześnie ta autodestrukcja. Nie potrafię po Bożemu. Nie umiem być normalna. Jednostronność to cecha upragniona. Ciągle tak niedościgniona dla mnie.


Ciepły dom i Jego dłonie.
Kontra plecak i w drogę.
Przytulona nad ranem.
Kontra wymknięcie. Choćby na chwilę. Choćby na papierosa.
Spokojne, stateczne życie.
Kontra to, co wciąż gonię.


I jeszcze na dokładkę pobyłam sobie przez jakiś czas wakacyjnym nauczycielem.
Kontra to, że tak bardzo, tak bardzo, tak bardzo.
Nie umiem nawet samej siebie.


Dlaczego czasami tak trudno jest rozmawiać? Już nie potrafię. Strach przed lawiną konsekwencji powodowanej każdym pojedynczym słowem paraliżuje. Zamiast prośby o wyjaśnienie serwujemy chłodne spojrzenia. Zamiast żartu- milczenie. Potrzebujemy rozmowy jak dobrego jedzenia. Zamiast tego dobrowolnie serwujemy sobie emocjonalną anoreksję.
W środku wszystko krzyczy:
Mów do mnie!
Obejmij mnie!
Kochaj mnie!

A jedyne co wydobywa się z naszych ust to słowa nie mające żadnego znaczenia.




wtorek, 15 września 2015

Nadal trwam.


Kombinacje głosek, z których jestem. Jakby mnie ubyło nagle kiedy im zadałam śmierć.

Tak bardzo jeszcze nie potrafię milczeć.

Choć mam parasol. Pokonałam niejeden deszcz. Nadal moknę, moknę, moknę.
Tak wiele jeszcze kropli we mnie, przy mnie, przeze mnie.
Zagryzam wargi. Skaczę przez te wszystkie kałuże. Uśmiecham się.
Choć czasem tak kurewsko jest źle.

Aż chce się krzyczeć.
Klawiszami po stronie.
Kursorem po pustce.

Kiedy tu siedzę i oglądam swoje życie. Takie inne już przecież.

Można zmienić dom, pracę, ramiona ciepłe.
Ale nie można, zwyczajnie już chyba nie można, nie da się zmienić siebie.

Wracam.
Czy ktoś jeszcze czeka?