Jak koń wbrew logice.
Szarpię się i miotam.
Byle tylko do celu.
Innym razem goniec.
Bez tchu, bez pamięci, byle złapać.
Choć za brzeg kurtki. Choć za skrawek ciepła.
A potem murem.
Jak ta wieża niezachwiana.
Zimna, cholera, której dotknąć nie wolno.
I tylko czekam.
Żeby Królową.
Choć na chwilę.
Być.
I znowu pionek, pionek, pionek....
Rzadko zachwycam się poezją. Ale to jest piękne.
OdpowiedzUsuńDziękuję Tańczący, za miłe słowa.
UsuńI za to, że nadal tu jesteś.
Piękna metafora <3
OdpowiedzUsuńO matko, jakie to ładne!!! ��
OdpowiedzUsuń