poniedziałek, 23 listopada 2015

Trzecią porą roku



Byty nieugięte, szalone. Niegłupie i niemądre. Byty, które by trzeba wreszcie za łeb. A nie ciągle tylko za szyję.

Tu się coś rusza. Tu żyje.
Tu ma swoje łóżko. A tutaj stół.
I dwa jabłka na tym stole. Niedojrzałe.

Jesienią wszystko obumiera. Ładny slogan, ale gówno prawda. Cały rok bywa martwe, a człowiek lubi wszelkie wytłumaczenia. Jesienią można wszystko. Tak jak kiedy indziej i potem. I jak można było przedtem, gdyby nie... Nieważne.
W każdym razie.

Tu się coś rusza. Tu marznie.
Tu ma swoje lustro niepowieszone od lat dwóch. A tu stare książki. I te całkiem nowe. Tu słucha muzyki. A tu siedzi w kącie i płacze. A czasem się dławi śmiechem. By znów dobijać do brzegu. Bezbrzeżnie. Do łez. Cyklicznie.

Bo chce.
Bo jednak zawsze chce i parszywie kłamie zakładając tę jedną z dobrze dopasowanych masek. Odlaną jak z gipsu. Teraz i zawsze. Niezrozumiale.


Tak. To na pewno jesień. I nawet ten dzisiejszy deszcz. Wszystko kruszeje i robi się coraz bardziej senne.